"50 twarzy Greya" - porno dla gospodyń domowych i znudzonych mężczyzn?

Historia kariery autorki „50 twarzy Greya”, E.L. James, jest wyjątkowo sensacyjna. Bestseller ten, który w trzy miesiące sprzedał się w ilości 20 milionów egzemplarzy, początkowo powstał w postaci fanowskiej pisaniny na prywatnym blogu. James stworzyła swoją historię, nawiązując do popularnego „Zmierzchu” – przeobrażając go jednak w opowieść dla jak najbardziej dorosłego czytelnika. W pierwotnej wersji główny bohater był wampirem, potem dopiero przerodził się w przystojnego miliardera – Christina Greya. Bohaterka powieści to natomiast niewinna dziewica-studentka, która dzięki Greyowi wchodzi w świat „twardej” erotyki – wyuzdanych igraszek i przygód S&M. Pisaninę James dostrzegło wydawnictwo The Writers Coffee Shop i zaproponowało jej kontrakt. Nie był on najkorzystniejszy – książka ukazała się jako e-book, a na papierze wydana została w nieokreślonym nakładzie, który miał być powiększany w miarę potrzeby. Jak się później okazało, zapotrzebowanie na tego typu twórczość było ogromne. Egzemplarze rozchodziły się jak świeże bułeczki, nic więc dziwnego, że największe na świecie wydawnictwo Random House zwęszyło hit, po czym wykupiło prawa. Aż 20 milionów egzemplarzy „50 twarzy Greya” rozeszło się w zaledwie 3 miesiące. Połowa z nich była e-bookami. Czujni obserwatorzy twierdzą, że książka ta zawdzięcza sukces technologii. Mówi się, że wielu z jej czytelników, w ogóle nie sięgnęłoby po tego typu prozę z prozaicznego powodu - wstydu. „50 twarzy Greya” pod względem stylistycznym i fabularnym może zaboleć fanów naprawdę dobrej literatury. Nie o styl jednak, psychologicznie wiarygodne sylwetki bohaterów i zawrotną fabułę tu chodzi. Najważniejszy w tej książce jest bowiem ostry seks bez zahamowań, oporów i wstydu. Niektórzy pozwolili sobie tę bezwstydną rzecz przeczytać jedynie po kryjomu na Kindle’u, z kolei ci, co kupowali wersję papierową, przeważnie okazywali się znudzonymi paniami domu marzącymi o seksualnej przygodzie w całej swojej rutynie życia codziennego. Ponoć po „Greya” sięgają również mężczyźni, którzy mijając sentymentalne kawałki od razu przechodzą do sedna. Teraz po książkę E.L. James sięgną Polacy. Sadomasochistyczny romans trafi na nasze półki najpierw w formie e-booka (10 sierpnia), potem w wersji papierowej (w wrześniu). Czy będziemy tak samo chętni jak cały świat, by przeżywać erotyczne uniesienia z książką w ręce? Dzisiaj E.L. James (czyli tak naprawdę Erika Leonard) zarabia około 1,5 milionów dolarów tygodniowo. Niebotyczną sumę zgarnęła również na prawach do ekranizacji swojego dziełka, o które stoczyło wielką batalię kilka wytwórni. Wygrało Universal. Nie wiadomo jeszcze, kogo zobaczymy w rolach głównych. Krążyły plotki, ze w bohaterkę „Greya” wcieli się Emma Watson znana z „Harry’ego Pottera” – ta jednak zaprzeczyła plotkom. Wspomina się Selenę Gomez czy Kristen Stewart. Feministki popularnością książki są zdruzgotane. Dla nich to nieprawdopodobne, że po tak żmudnie wywalczonych przez ich poprzedniczki prawa, dzisiaj kobiety z wypiekami na twarzy czytają o bezpardonowym poniżaniu przez mężczyzn. I podoba im się to! Cóż… Taki świat, takie czasy.