Ariana Grande - gigantyczny głos w małym ciele

Zalew młodych aktoreczek, które po jakimś czasie zostają piosenkarkami, trwa. W „produkcji” tego typu dziewczyn specjalizuje się przede wszystkim Disney. To on wypromował takie nazwiska, jak Selena Gomez, Vanessa Hudgens, Miley Cyrus czy trochę wcześniej Hilary Duff. Droga do sławy tych dziewczyn jest zwykle podobna – najpierw robią furorę jako słodkie, niewinne, grzeczne nastolatki, potem natomiast zamieniają się w sex-wampy (albo przynajmniej starają się to zrobić), by trafić do starszej publiczności. W trend ten wpisuje się też Ariana Grande, gwiazdeczka stacji Nickelodeon. Publika, której obce są nadawane w blokach dla dzieci sitcomy dla młodzieży zwykle czują się zaskoczeni, gdy na liście przebojów pojawia się kolejna tego typu gwiazdka, jest już ponoć znana i ma już ponoć nazwisko. Nie zawsze obecność tego typu świeżej, młodej dziewczyny w show-biznesie muzycznym jest do końca usprawiedliwiona. Taśmowe, bezbarwne piosenki i głos jeden z wielu nie pomagają zapisać takiego dziewczęcia w pamięci przeciętnych słuchaczy.
Kariera muzyczna Ariany Grande jest jednak dość usprawiedliwiona. Oto w tym malutkim ciele (Grande mierzy sobie zaledwie 153 cm wzrostu!) mieści się aż czterooktawowa skala głosu. Ten niezwykle hojny dar od natury ustawił młodziutką wokalistkę tuż obok Whitney Houston czy Mariah Carey w klasyfikacji potęgi wokalu. Głupio byłoby z tego nie skorzystać. I tak po występach w serialach „Victoria i zwycięstwo” oraz „Sam & Cat” dziewczyna wkrótce zadebiutowała ze swoją solową płytą. „Yours Truly” został wydany 30 sierpnia 2013 przez wytwórnię Republic Records w Niemczech i Holandii oraz 3 września 2013 w Stanach Zjednoczonych. Promujące go single to: "The Way", "Baby I” oraz "Right There". Grande nie chciała uprawiać do bólu prostego I banalnego popu. Postawiła na bardziej drapieżną mieszankę, czyli pop zmiksowany w sosie R’n’B. I wyszło jej to na dobre. W jej piosenkach, choć banalnych tekstowo ale przyjemnie klimatycznych, da się usłyszeć echa lat 90. Niektórzy wspominają, że debiutancki krążek Ariany Grande ukazał się równo 20 lat po multiplatynowym Music Box Marii Carey. To nie może być przypadek! – twierdzą fani. Ariana Grande to bardzo młoda dziewczyna. Ledwie skończyła dwadzieścia lat, jest już sławna i rozpoznawalna. Teraz wraca z nową płytą. Na horyzoncie widnieje już krążek pt. „My Everything”, który sklepowe półki zasili pod koniec sierpnia.
Być może uda się wokalistce poprawić naiwnostki, które niestety wypłynęły w debiutanckim krążku. Jeśli nie, trzeba zaznaczyć, że Grande ma jeszcze czas, by oszlifować swój talent i ukształtować swoją karierę we właściwe formy. Słodkie dziewczę z rodowodem z telewizji dla dzieci i to jeszcze o takiej aparycji, nie stanie się z miejsca śpiewającą o przemijaniu i innych poważnych sprawach heroiną. Grande obrała inną strategię przetrwania w show-biznesie niż jej konkurentka, Miley Cyrus. Mimo że na czerwonym dywanie pojawia się w seksownych, podkręcających jej wygląd sukienkach, nie stara się na siłę zamazać swojej dziecinności. Wręcz przeciwnie, chyba czuje się nieco nieswojo ze swoją seksualnością. Jeszcze niedawno wypowiadała się na łamach magazynu „Complex” w ten sposób: „Seksapil nie jest w moim stylu. Nie wyobrażam sobie, żebym miała w przyszłości zostać symbolem seksu. Nie chciałabym, żeby ludzie rozmawiali o tym, jak mało ubrań na siebie włożyłam. Wolałabym, żeby konwersacja dotyczyła tego, co tworzę.” – i tego jej właśnie życzymy.