Ekranowi weterani - czym bez nich byłoby kino?

Efekty upływającego czasu da się zauważyć nie tylko w lustrze. Wyraźnie dają one o sobie znać również wtedy, kiedy patrzymy na telewizyjny ekran. Jakże często dopada nas refleksja na temat starości znanych aktorów: „o rany, jak się zestarzał” - myślimy, gdy wiekowy staruszek, a niegdyś bożyszcze kobiet i czołowy gwiazdor kina wystąpi w jakiejś nowoczesnej produkcji. Ich kariera już zmierzcha, ale wciąż pokazują, że są niezłomni. Miejmy nadzieję, że są również niezniszczalni – będzie nam naprawdę smutno, kiedy przyjdzie na nich czas, więc po prostu odejdą.
Clint Eastwood, 83 lata
Gdzie byłoby teraz kino, gdyby nie kultowa postać Clinta Eastwooda? Trudno sobie to wyobrazić. Przede wszystkim znacznie uboższa byłaby historia westernu, niegdyś czołowego „męskiego” gatunku filmowego, który zapisał się w historii kinematografii grubą krechą i dostarczył całą masę niezapomnianych scen i motywów. Eastwood kowbojem zostawał wiele razy – zarówno w westernie europejskim, jak i oczywiście amerykańskim. Sam również westerny reżyserował, a jego oscarowe „Bez przebaczenia” niektórzy są skłonni nazywać ostatnim westernem w historii. Eastwood to jednak nie tylko Dziki Zachód. To także kultowe kino akcji (seria o Brudnym Harrym), przyjemna komedia czy przejmujący dramat. A także imponujący dorobek reżyserski. Nie wszystkie filmy Eastwooda były na równi udane, ale większość zrobiła w świecie filmu wiele szumu. Niezwykły człowiek, kultowa postać, wciąż kręci i nie ustępuje. I chwała mu za to!
Jack Nicholson, 76 lat Jacka Nicholsona ostatnio w kinie znacznie mniej. Mówi się, że z powodów zdrowotnych. Nikt jednak nie powinien mu mieć tego za złe. Genialny aktor o niezrównoważonym słynnym spojrzeniu zrobił już przecież swoje. Został przy tym uhonorowany trzema Oscarami, niezliczoną masą rewelacyjnych recenzji i pochwał oraz bezgranicznym szacunkiem oglądających. Jack Nicholson to ikona. Długo by wymieniać wielkie jego role. Doskonale pamiętamy go z „Chinatown”, „Lotu nad kukułczym gniazdem”, „Lśnienia” czy „Batmana”, ale warto zaznaczyć, że jego brawurowy warsztat sprawdzał się także w mniej znanych i mniej docenionych. Warto odświeżać sobie jego role, bo to popis naprawdę niezwykłego aktorstwa.
Anthony Hopkins, 76 lat Kiedy w 1992 roku odbierał Oscara za swoją przerażającą, ale jakże wyrazistą i fascynującą rolę w „Milczeniu owiec”, wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z wielkim aktorem. Wielkim i pracowitym. Warto wspomnieć, że przez 30 lat pracy Anthony Hopkins zagrał około w 90 filmach. Największe jego role przypadły na drugą połowę kariery – Hopkins przeszedł przemianę z dystyngowanego panicza o nienagannych manierach, poprzez nieokiełznanego furiata, aż po staruszka budzącego zaufanie i szacunek. Jest wciąż aktorem aktywnym i nie unika występów w kasowych hitach. Ostatnio zagrał choćby w „Thorze” czy „Noe: Wybrany przez Boga”. Nikt mu nie ma tego za złe, jego gościnne występy dają nam przyjemność obcowania z prawdziwą ikoną.
Michael Caine, 80 lat Jeden z najsłynniejszych i najbardziej docenionych przez Hollywood brytyjskich aktorów. Dziś jest dla nas Alfredem, lokajem Batmana, w swojej karierze zagrał jednak całą masę świetnych wyrazistych ról. O wielu z nich być może nawet nie słyszeliśmy – Caine był przecież wielką sławą kina lat 70. i 80., niekoniecznie hollywoodzkiego. Grywał u najlepszych i najsłynniejszych reżyserów. Pojawiał się zarówno w sensacjach, jak i w komediach. Zdarzyło mu się wcielić w takie postacie historii i kultury, jak Józef Stalin, Dr Jekyll i Mr. Hyde, Sherlock Holmes, Kapitan Nemo czy Harry Palmer. Do dziś nie schodzi z ekranu.
Dustin Hoffman, 76 lat Mały wielki człowiek. Ma na swoim koncie masę niesamowitych ról zarówno w komediach, jak i przejmujących dramatach. Pamiętne kreacje stworzył między innymi w „Absolwencie”, „Nocnym kowboju”, „Wszystkich ludziach prezydenta”, „Maratończyku”, „Sprawie Kramerów”, „Tootsie” czy „Rain Manie”. Zawsze zadziwiał ogromem charyzmy, którą jakiś cudem było w stanie pomieścić to niewysokie, niespełna 170-centymetrowe ciało. Na przestrzeni lat zgarnął dwa Oscary. Dziś wziął się za reżyserię, realizując całkiem udany film pt. „Kwartet”. Żałuje, że tak późno przyszło mu to do głowy.
Al Pacino, 73 lata Nie ma chyba fana kina, który prócz docenienia warsztatu Ala Pacino, nie czułby do niego sympatii. Aktor o twarzy gangstera, ma w sobie coś dobrego. Mimo że podszyty szaleństwem, wzbudza raczej ciepłe uczucia. Karierę zaczynał od filmów wielkich. U jej początków wystąpił w „Ojcu chrzestnym” , który przyniósł mu sławę, uznanie i zdeterminował charakter dalszych ról.
Warto odświeżać sobie mniej znane filmy z jego udziałem. Takie produkcje, jak „Pieskie popołudnie” czy „Strach na wróble”, średnio znane współczesnym kinomanom, są mistrzowskie aktorsko i pełne emocji. Dziś takiego kina już się nie robi.