Henry Cavill - jak zostać Supermanem?

Henry Cavill za dzieciaka był podobno dość gruby. Dzisiaj trudno w to uwierzyć, choć aktor sam się do tego przyznaje. Bywało, że rówieśnicy byli dla niego okrutni, wymyślając choćby niewybredne przydomki dla tęższego od siebie kolegi. Wtedy nikt by nie przypuścił, że ten wcale nieidealny chłopak zostanie kiedyś Człowiek ze Stali. A jednak! Pośrednio maczał w tym palce sam Russell Crowe. Jakim cudem? Legenda głosi, że Cavill spotkał słynnego aktora jeszcze w szkolnych czasach, gdy ten nieopodal jego szkoły pracował na planie „Dowodu życia”. W przerwach między zdjęciami trenował z kolei na pobliskim boisku. Uczniowie byli podekscytowani, ale nikt nie odważył się zagadać. Nikt, prócz Cavilla. Ten pewnego dnia podszedł do wielkiego gwiazdora (który był tuż po premierze „Gladiatora”), przedstawił się i rozpoczął rozmowę. Zapytał między innymi o to, jak to jest być aktorem. Crowe miał wówczas odpowiedzieć: „To dobrze płatna robota, choć czasami traktują cię jak psa”. Wkrótce na boisku zjawiła się cała masa dzieciaków. Cavill, zdając sobie sprawę, że to przez niego, zdobył się na gest godny młodego Clarka Kenta - stanął między aktorem a resztą dzieciaków i zaczął krzyczeć: „Szybko, uciekaj!”.
Niedługo potem dotarła do niego paczka pełna słodyczy, w której doszukał się również płyty zespołu Crowe’a „30 Odd Foot of Grunts” oraz zdjęcie z filmu „Gladiator” z podpisem: „Drogi Henry, droga o długości tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku. Russell”. Brzmi jak bajka albo fabuła serialu, prawda? Nie każdy wie, że Cavill otrzymał rolę Supermana, zanim jeszcze… został Supermanem. Aktor brał udział w castingu do filmu „Superman: Powrót” i wygrał. Miał wówczas 22 lata i wielkie nadzieje na karierę. Kostium już był gotowy, Cavill znał swoje kwestie, miał wkrótce spełnić swoje marzenia. Sprawa się skomplikowała, gdy producenci wyrzucili reżysera Josepha McGinty Nicholasa, a jego zmiennik w roli tytułowego herosa obsadził Brandona Routha. Cavill przyznaje się, że zdarza mu się zastanawiać „co by było, gdyby”. „Superman: Powrót” nie spodobał się jednak ani widzom, ani krytykom. „Man of Steel” to zdecydowanie bardziej klasowa produkcja. Dziś można zatem powiedzieć, że ówczesny pech, był tak naprawdę szczęśliwym trafem. Cavill był o krok również innej, kultowej roli, której ostatecznie nie udało mu się „ucapić”. Mowa tu o Jamesie Bondzie. Aktor przeszedł castingi, jednak w samej ich końcówce przegrał z Danielem Craigiem. Kto wie – staż Craige’a jako słynnego agenta już dobiega końca, być może w następnej kolejności to Cavill otrzyma szansę? Dzisiaj etatowy Superman jest wielką gwiazdą, ale by to osiągnąć, dążył do celu bardzo konsekwentnie i z wyraźną determinacją.
Najpierw wcielił się w postać Charlesa Brandona w serialu „Dynastia Tudorów”. Potem wystąpił w „Co nas kręci, co nas podnieca” Woody’ego Allena. Wkrótce natomiast dał się poznać jako heros, występując w filmie „Immortals. Bogowie i herosi”. To tu zagrał greckiego wojownika, który przeciwstawia się żądnemu władzy królowi Hyperionowi. Wówczas jeszcze tego nie wiedział, ale rola ta okazała się doskonałym wstępem do kariery hollywoodzkiego mięśniaka. Cavill na planie „Bogów i herosów” był jeszcze 11 kilo lżejszy niż obecnie, a występy jako Superman wymuszają na nim regularne wizyty na siłowni. W roli najsłynniejszego superbohatera zobaczymy Cavilla dopiero w marcu 2016 roku. Wówczas na ekrany wejdzie gorąco oczekiwana kontynuacja „Man of Steel” pt. „Batman v Superman: Dawn of Justice”. Czekamy!