Kristen Stewart - co poza "Zmierzchem"?

W tym roku było o niej naprawdę głośno. Huczało nie tylko za sprawą produkcji, w których wystąpiła, ale z powodu sporych rozmiarów skandalu wywołanego jej romansem. Kristen Stewart w tym roku porządnie zaszkodziła swojemu wizerunkowi, który i tak nieco chwiał się już na nogach. A szkoda, bo to wcale nie taka zła aktorka, jak o niej mówią, czego dowodzą jej kameralne, znacznie mniej spektakularne role. Pierwszym krokiem do sławy i niesławy okazała się rola w „Zmierzchu”. Wielki hit o wampirach, który przyciągną przed ekrany całe tabuny młodzieży z jednej strony wywindował młodą aktorkę na same szczyty – jej nazwisko stało się rozpoznawalne, każdy zaczął kojarzyć jej twarz, a gaże satysfakcjonująco podskoczyły.
Z drugiej natomiast film ten sprawił, że Stewart stała się aktorką nie tylko jednej roli (mimo że miała ich już parę na koncie), ale także aktorką wątpliwej jakości. „Zmierzch” raczej nielubiany przez krytyków, niedoceniony przez widza wymagającego, mimowolnie sprowadził Stewart do poziomu średniej aktorki kiepskich filmów (podobnie zresztą stało się w przypadku jej partnera – Roberta Pattinsona). Rolą w potencjalnym hicie, „Królewnie Śnieżce i Łowcy”, Stewart nie naprawiła swojego wizerunku. Po pierwsze już na wstępie pojawiły się złośliwe komentarze internautów dotyczące jej urody, która dla wielu odbiorców zupełnie nie pasowała do postaci niewinnej i delikatnej Śnieżki. Po drugie, jak głosi baśń i scenariusz filmu, Śnieżka miała być zdecydowanie ładniejsza od Złej Królowej, i choć o gustach się nie dyskutuje, porównując Stewart z Charlize Theron (filmową Złą Królową), nie sposób przyznać, że to raczej ta druga reprezentuje klasyczny i delikatny typ urody. Film, mimo że zapowiadał się dobrze, przyjęty został różnie – zarzucono mu wtórność, niekonsekwencje w scenariuszu, brak oryginalności. A sama Stewart w zbroi i wymachująca mieczem, również była średnio przekonująca. Mimo to zapadła decyzja o nakręceniu części drugiej – okazja do zarobku jest przecież niemała. Entuzjazm po debiucie „Królewny”, kolejne filmowe angaże i premiery, przysłoniła jednak wieść o skandalicznym romansie Stewart z reżyserem uwspółcześnionej baśni – Rupertem Sandersem.
Stewart już od dawna pozostawała w związku z Robertem Pattinosnem, z kolei 41-letni Sanders tworzył ponoć szczęśliwe małżeństwo z młodszą od siebie, utalentowaną i uroczą Liberty Ross (to ona zagrała, o ironio!, matkę Śnieżki). Ross to pełna wdzięku kobieta z klasą, przedstawicielka świata mody i sztuki, autorka pisząca do największych tytułów modowych. Mówi się nawet, że bez je pomocy i kontaktów Sandersowi nie udałoby się wypłynąć. Tymczasem przystojny reżyser zbłądził. Sprawę przez długi czas z zainteresowaniem śledziły media (to właśnie poprzez media i dociekliwych paparazzi romans wyszedł na jaw), a także fani nie szczędząc w komentarzach. Stewart wycofała się na moment z publicznego życia, rozpaczliwie przepraszała, a potem z hukiem rozstała z dogłębnie urażonym Pattinosnem.
Sanders przepraszał również, a potem pożegnał się ze stołkiem reżysera „Śnieżki”. Dzisiaj sprawa ucichła, para ze „Zmierzchu” doszła do porozumienia, a aktorka wraca do publicznego życia. Na jej wizerunku pojawiła się niemała rysa, ale być może do naprawienia. Era „Zmierzchów” się skończyła, a aktorce być może uda się udowodnić na powrót swój talent do ról dramatycznych. Zrobiła to całkiem niedawno w adaptacji prozy Kerouaca pt. „W drodze”. Znacznie wcześniej mogliśmy ją oglądać w takich produkcjach, jak przejmujące „Wszystko za życie”, skromna ale autentyczna „Trudna miłość” czy sympatyczne i dobrze zagrane „W świecie kobiet”.