Natalie Portman - piękna kujonka

Natalie Portman utożsamiana jest z najbystrzejszą aktorką w Hollywood. I słusznie. To jednak z niewielu gwiazd, którym udało się zdobyć pełne wykształcenie, a jednocześnie czuwać nad swoją karierą i rozwijać ją w jak najlepszym kierunku. Biografia Portman jest imponująca. Aktorka jeszcze jako dziecko zachowywała się inaczej niż jej rówieśniczki. Gdy miała jedenaście lat, w pizzerii na Long Island, wypatrzył ją agent modelek i zaproponował udział w pokazie mody – ona jednak z ogromną pewnością siebie odmówiła. Stwierdziła bowiem, że zawód modelki jest po prostu nudny. Któraż dziewczynka zachowałaby się podobnie? Bardziej pociągającym zajęciem dla Natalie było aktorstwo. Dlatego szybko zaczęła brać udział w castingach. Do „Leona Zawodowca” została zaangażowana dopiero za drugim podejściem, wybór jednak – mimo wątpliwości dotyczących jej wieku – okazał się strzałem w dziesiątkę. Przed Portman na oścież otworzyły się drzwi do zawrotnej kariery. Posypały się również propozycje.
Aktorka musiała często odmawiać (a raczej robili to jej rodzice), jak na przykład w przypadku „Lolity”, która wydawała się jednak zbyt odważna dla tak młodej dziewczyny. Jak się później okazało – Portman niewiele straciła rezygnując z udziału, bo kolejne okazje i tak miały ugruntować jej pozycję jako młodej, obiecującej i diabelnie zdolnej aktoreczki. Już niedługo miała wystąpić u Michaela Manna w „Gorączce”, gdzie główne role zagrali – Robert De Niro i Al Pacino, u Tima Burtona w „Marsjanie atakują!”, a także u Woody’ego Allena we „Wszyscy mówią: kocham cię”. Udział w kolejnym filmie, czyli w nowej trylogii „Gwiezdnych Wojen”, musiała już godzić ze szkolnymi egzaminami, ale radziła sobie świetnie.
Rezygnowała z imprez promocyjnych, uczyła się, osiągała świetne wyniki. Wciąż grając w filmach, dostała się na Harvard, a tam z powodzeniem studiowała psychologię. W jednym z wywiadów stwierdziła, że chce się kształcić nawet za cenę swojej kariery. „Wolę być mądra, niż zostać gwiazdą” - skwitowała. Potem zrobiła studia podyplomowe w Jerozolimie. Portman zawsze starannie dobierała swoje role. Zagrała striptizerkę w głośnym dramacie pt. „Closer” (za występ ten otrzymała Złoty Glob), by potem wystąpić w zupełnie niszowym „Powrót do Garden State” – mniej spektakularną ale świetną rolę. Interesująco wypadła w „V jak vendetta” według scenariusza rodzeństwa Wachowskich – dla filmu poświęciła się i ogoliła głowę. Ciekawie w jej dorobku prezentują się także mniej znane produkcje – komediodramat „Pociąg do Darjeeling” z Owenem Wilsonem czy familijny film „Pana Magorium cudowne emporium”. Talent dramatyczny udowodniała w „Miłość i inne komplikacje” Dona Roosa, a także w rewelacyjnych „Braciach” z Tobeyem Maguirem oraz Jakem Gyllenhaalem. Wielki sukces przyszedł wraz z niedawnym występem w „Czarnym łabędziu”. Jeszcze przed premierą przewidywano, że Portman zgarnie za tę rolę Oscara. I tak też się stało. Wysiłek, który włożyła w rolę Niny Sayers, był ogromny. Portman schudła 10 kilogramów i przez rok, regularnie dzień w dzień brała udział w morderczych treningach.
Opłacało się, choć przyznawała, że w trakcie przygotowań czuła, jakby przekraczała granice możliwości własnego ciała. Być może uskrzydliła ją miłość – niedawno przecież wzięła ślub z tancerzem, którego poznała właśnie na planie „Czarnego łabędzia”. Ostatnie produkcje Portman to „Thor”, średniawe „Sex Story”, a także film przygodowy pt. „Wasza wysokość”. Aktorka nieco zwolniła tempo, by móc poświęcić się rodzinie. Jest przecież taka poukładana. Nie będziemy musieli jednak długo tęsknić, bo zobaczymy ją ponownie już w przyszłym roku i będzie to zapewne występ w dobrym stylu. Aktorka gra bowiem w nowym filmie Terrence’a Malicka pt. „Knight of Cups”, gdzie pojawi się w doborowym towarzystwie – ramię w ramię z Cate Blanchett i Christianem Balem.