Robin Thicke - kompromitacja z miłości

Trudno byłoby znaleźć osobę, która nie usłyszałaby w zeszłym roku o Robinie Thicke. Facet miał świetną passę. Dzięki międzynarodowemu hitowi pt. „Blurred Lines” nagranemu z Pharrellem Williamsem, jego krążek rewelacyjnie się sprzedał na całym świecie, a Robin przez tygodnie nie schodził z czołówki list przebojów. Jego popularności nie umniejszyły oskarżenia o seksizm, która pojawiły się jakiś czas po publikacji arcyseksownego teledysku z Emily Ratajkowski. Nie zaszkodził mu również niesławny występ z Miley Cyrus na gali MTV Video Music Awards, podczas którego młoda wokalistka zszokowała wszystkich wulgarnymi, naśladującymi kopulację ruchami. Thicke na moment był na samym szczycie i wydawało się, że ma szansę stacjonować tam na długo. Tymczasem przez własną głupotę spadł z niego z wielkim hukiem. Bolało? Na pewno! Upadek miał miejsce w lutym tego roku. Wtedy to media obiegła wieść, że Thicke po dziewięciu latach małżeństwa rozstaje się ze swoją żoną, piękną Paulą Patton. Przyczyna? Lepkie ręce Robina, które z przyjemnością obłapiały inne kobiety. Jeszcze jesienią do sieci trafiło zdjęcie wokalisty z 20-letnią fanką Laną Scolaro z rozdania MTV VMA (Thicke przyszedł z żoną), które przedstawia parę oraz jej odbicie w lustrze.
Dokładnie widać, jak piosenkarz wkłada dziewczynie rękę pod sukienkę. Scolaro twierdziła, że Robin Thicke próbował ją zaciągnąć do łóżka. Potem do sieci wypłynęło jeszcze więcej zdjęć. Czy to jedna wpadka Robina czy było ich więcej? Nie wiadomo. Paula okazała się jednak bezwzględna i postanowiła się z mężem rozstać. Dramaturgii całemu wydarzeniu dodał fakt, że oboje spotykali się ze sobą, odkąd byli nastolatkami. Życie prywatne nie zawsze musi przeszkadzać w karierze, choć często wpływa na nią choćby w pośredni sposób. U Robina Thicke problemy przyczyniły się do muzycznej degradacji. Otóż wokalista wpadł na bardzo głupi pomysł, by odzyskać swoją żonę za pomocą muzyki. Być może chwyt ten miałby szansę powodzenia, gdyby Thicke bardziej się przyłożył i zrobił to w intymniejszej atmosferze. Tymczasem on działał ekspresowo, a wiadomo przecież, że co nagle to po diable. Artysta napisał nową płytę zaledwie w trzy tygodnie, nagrał ją w miesiąc, wkrótce potem wypuścił do sprzedaży. Jak zareagowali słuchacze? Ignorancją – krążek zaliczył totalną sprzedażową porażkę. Przytoczmy parę danych. Najnowsza płyta Robina zadebiutował na 200. miejscu brytyjskiej listy bestsellerów płytowych. Według angielskich mediów w ciągu tygodnia rozeszło się zaledwie 530 jej egzemplarzy.
W Stanach sprzedaż oczywiście wygląda lepiej, ale wciąż słabo - 26 tys. kopii to mizerny wynik jak na artystę o takim statusie z wielkim hitem sprzed roku na koncie. W Australii krążek sprzedał się w mniej niż pięćdziesięciu egzemplarzach, co okazało się gwoździem do trumny. Skąd ta niechęć wśród słuchaczy? Thicke, promując nową płytę, za nic wziął sobie zasady subtelności i intymności. Krążek nazwał imieniem swojej żony, „Paula”, a w mediach na okrągło trąbił o tym, że jest on w całości poświęcony ukochanej. Nie kłamał. Nowa płyta Robina to zbiór pełnych desperacji, nachalnych, a co najgorsze – niedopracowanych – utworów, nagranych na cześć jednej kobiety.
Błagalna prośba o powrót widocznie wydała się słuchaczom nie tylko niewiarygodna, ale totalnie irytująca. Opinię tą potwierdzili krytycy na całym świecie, oceniając zabieg artysty za żenujący i apelując, by ten zaprzestał zawstydzać siebie w oczach całego świata. Co prawda Robinowi zdarzały się wcześniej w karierze płyty bezbarwne czy naiwne, ale takiego kabaretu nie miał jeszcze na koncie. No to już ma. A co na to Paula? Media milczą na ten temat, ale możemy się domyślić, że wracać do męża jej niespieszno.